Gdy [...] wyszedłem rano na miasto, ulica miała wygląd jakiś zupełnie inny niż zwykle: ludzie poruszali się szybko, każdy patrzył z ciekawością naokoło, każdy czegoś wyczekiwał, zawiązywały się rozmowy między ludźmi nieznajomymi. [...] Ludność samorzutnie zaczęła rozbrajać żołnierzy, którzy poddawali się temu przeważnie bez protestu. Zaraz na ul. Wareckiej spotkałem jakiegoś wojskowego niemieckiego, silnego, rosłego mężczyznę, za którym biegł mały 12-13-letni uczniaczek. Gdy go dogonił, zatrzymał go i kazał mu oddać broń, a duży Niemiec bez słowa odpiął pas i oddał mu szablę. Takie sceny rozgrywały się wszędzie, co świadczyło o zupełnym już poddaniu się armii niemieckiej i o zupełnym jej rozstroju. [...]
Na głównej arterii Warszawy, Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu, ruch był nadzwyczajny. [...] Nasze nowe władze [...] przystąpiły do przejmowania gmachów będących w posiadaniu władz niemieckich, zarówno wojskowych, jak i cywilnej administracji. Na początku objęto Belweder, mosty na Wiśle, przy których ustawiono posterunki, park samochodowy przy ul. Książęcej [...]. Zrzucano wszędzie nienawistne napisy i znaki niemieckie. Sam widziałem, jak dwóch wyrostków wspięło się do orła niemieckiego na blasze przy pałacu Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu i zrzuciło go z hałasem na ziemię, a żołnierz niemiecki, w pełnym uzbrojeniu i w hełmie na głowie trzymający wartę przed pałacem, w którym miała wtedy już siedzibę rada żołnierska, ani się nie obejrzał.
Warszawa, 11 listopada
Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, red. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971.
Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie. Stało się, i to w tak nieoczekiwanych warunkach.
Gdy dziś wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności!
Od wczesnego ranka odbywa się przejmowanie urzędów niemieckich przez władze polskie. Już przekazano w nasze ręce Cytadelę, którą zajął batalion wojska polskiego z majorem Szyndlerem na czele.
Niemcy początkowo usiłowali zatrzymać artylerię, jednakże ustąpili, oddali wszystkie działa. Komendantem Warszawy został pułkownik Minkiewicz. Milicji miejskiej przeciążonej pracą przychodzi w pomoc tworząca się „Straż Obywatelska” oraz młodzież szkolna. Jerzy noc całą spędził na mieście i z łupem powraca (odebrany bagnet niemiecki).
Liczne składy i zapasy niemieckie zdobywamy bez wielkiego wysiłku i prawie bez rozlewu krwi.
Niemcy zbaranieli, gdzieniegdzie się bronią, zresztą dają się rozbrajać nie tylko przez wojskowych, ale przez lada chłystków cywilnych. Widok niepojęty. Idąc ulicą, spostrzega się samochody niemieckie z czerwonymi chorągwiami — zatrzymują je Polacy i każą Niemcom wysiadać — zwracają im tylko krasne godło. To samo dzieje się z powozami i końmi. Cała ta akcja idzie gładko; podziwiam poddanie się butnych jeszcze przedwczoraj ciemięzców oraz łagodność Polaków wobec pokonanego wroga, trzyletniego dręczyciela i kata.
Warszawa, 11 listopada
Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej. 1914-1918, oprac. Janusz Pajewski, Poznań 2002.
Rano czekamy na kolejkę, żeby normalnie jak co dzień jechać do Warszawy do szkoły, a tu kolejka się spóźnia. Gdzieś powietrzem przedostaje się wieść, że w Jeziornie rozbrajają Niemców [...]. Wreszcie przychodzi pociąg. Dowiadujemy się wszystkiego. Ale co się dzieje w Warszawie? Czekamy jej z niecierpliwością. Wreszcie jesteśmy. O pójściu do szkoły nie ma mowy. Idziemy Alejami Ujazdowskimi, dochodzimy do Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. Widzimy, jak gromadki studentów, robotników, takich samych pętaków, jak i my, rozbrajają Niemców. Dalejże i my na połów. Spotykamy Niemca. Ze śmiechem oddaje nam wszystko łącznie z pasem. Nareszcie mam prawdziwy karabin w ręku. [...] Wędrujemy po całej Warszawie w poszukiwaniu łupów. W magistracie strzały — Niemcy się bronią. Wieczorem wróciłem do domu.
Warszawa, 11 listopada
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1928-1969, Warszawa 1995.
Lud Polski ma prawo domagać się, aby usunięto tych, którzy starali się wydzierać mu gwałtem mienie, język, ideały narodowe i religijne.
Lud Polski ma prawo już teraz do udziału w rządach, których mu niesłusznie dotąd odmawiano. […]
Lud Polski ma prawo domagania się zwrotu tego, co narodu jest własnością. – Zbrodnia rozbioru woła bowiem o naprawę krzywdy dziejowej.
Interesy nasze domagają się koniecznie jednolitego ośrodka kierowniczego w ruchu polskim dzielnic naszych.
Uznając tę potrzebę, zleciły Koła Poselskie i Wydział Wykonawczy dotąd nie ujawnionego Centralnego Komitetu Obywatelskiego podpisanym komisarzom utworzenie
Naczelnej Rady Ludowej
jako przedstawicielstwa wszystkich Polaków, zamieszkałych na ziemiach objętych dotąd granicami państwa niemieckiego. Równocześnie przekazano nam tymczasowo wykonywanie jej czynności.
Utworzenie Naczelnej Rady Ludowej dokona się na podstawie szczerze demokratycznej przez delegatów Narodu Polskiego wybranych głosami wszystkich mężczyzn i niewiast polskich, które skończyły 20 rok życia. Wybranych delegatów i delegowane zwołujemy na
Polski Sejm Dzielnicowy
Który odbędzie się we wtorek 3 grudnia, w Poznaniu
O godz. 11.[00] przed południem na Sali Lamberta.
Otwarcie Sejmu poprzedzi o godzinie 10.[30] uroczyste nabożeństwo z kazaniem sejmowym w kościele farnym.
Przeprowadzenie wyborów przekazujemy w porozumieniu z prezesem Centralnego Komitetu Wyborczego dotychczasowym organizacjom wyborczym; tam, gdzie brak organizacji względnie jej kierowników, należy się do nas zwrócić po wskazówki. […]
Wybory należy przeprowadzić do niedzieli 1 grudnia włącznie.
Sejm Dzielnicowy wytknie nam drogę działania na najbliższą przyszłość:
1. Wybierze Naczelną Radę Ludową, jako zwierzchnią władzę naszą, aż do chwili objęcia dzielnic naszych przez Rząd Polski.
2. Określi zasady sprawowania jej rządów tymczasowych.
3. Zatwierdzi nasze żądania narodowe, tylekrotnie nieugięcie wypowiadane przez Koła Poselskie.
Do czasu ustanowienia Naczelnej Rady Ludowej przez Polski Sejm Dzielnicowy pozostaje kierownictwo spraw polskich w rękach niżej podpisanych komisarzy.
Poznań, 14 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Wyszedłszy z niemieckiej niewoli, zastałem wyzwalającą się Polskę w najbardziej chaotycznych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych, wobec zadań niezmiernie trudnych, w których lud polski sam musi wykazać swoją zdolność organizacyjną, bo żadna siła z zewnątrz nie może mu jej narzucić. Uważałem za swój obowiązek ułatwić ludowi pracę organizowania się i postanowiłem rozważyć rolę i znaczenie przywódców polskich stronnictw ludowych, które miały nadać charakter nowemu rządowi.
W rozmowach, prowadzonych z przedstawicielami niemal wszystkich stronnictw w Polsce, spotkałem się ku wielkiej mej radości z zasadniczym potwierdzeniem mych myśli. Przeważająca większość doradzała utworzenie rządu nie tylko na podstawach demokratycznych, ale i z wybitnym udziałem przedstawicieli ludu wiejskiego i miejskiego. Licząc się z potężnymi prądami, zwyciężającymi dzisiaj na zachodzie i wschodzie Europy, zdecydowałem się zamianować prezydentem gabinetu p. posła Ignacego Daszyńskiego, którego długoletnia praca patriotyczna i społeczna daje mi gwarancję, że zdoła w zgodnej współpracy z wszystkimi żywiołami przyczynić się do odbudowy dźwigającej się z gruzów Ojczyzny.
Warszawa, 14 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Większa część ludności polskiej straciła zaufanie do Rzeszy. Muszę niestety powiedzieć, że uczuć nie można zmienić w ciągu kilku dni… Mogę oświadczyć, że nastroje w szerokich kołach robotników śląskich idą w tym kierunku, że życzą sobie przyłączenia do przyszłego państwa polskiego, a ponieważ my mamy reprezentować te hasła, więc musicie panowie zrozumieć, że pod żadnym warunkiem nie możemy złożyć oświadczenia, iż dążeniom tym się przeciwstawiamy, gdyż w ten sposób podkopalibyśmy swoją egzystencję. Chciałbym jeszcze dodać, że chcemy uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby aż do ostatecznego rozstrzygnięcia utrzymać spokój i porządek, nawet narażając się na niebezpieczeństwo zakrzyczenia. Tak zresztą w miarę sił czyniliśmy już do tej pory.
18 listopada
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Art. 1. Obejmuję jako Tymczasowy Naczelnik Państwa, Najwyższą Władzę Republiki Polskiej i będę ją sprawował aż do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego.
Art. 2. Rząd Republiki Polskiej stanowią mianowani przeze mnie i odpowiedzialni przede mną, aż do zebrania się Sejmu, Prezydent Ministrów i Ministrowie.
Art. 3. Projekty ustawodawcze, uchwalone przez Radę Ministrów, ulegają mojemu zatwierdzeniu i uzyskują moc obowiązującą, o ile nie będą przedstawione na pierwszym posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego do jego zatwierdzenia.
Art. 4. Akty rządowe kontrasygnuje Prezydent Ministrów.
Art. 5. Sądy wydają wyroki w imieniu Republiki Ludowej.
Art. 6. Wszyscy urzędnicy Państwa Polskiego składają przysięgę na wierność Republice Polskiej według ustalić się mającej przez Radę Ministrów roty.
Art. 7. Mianowanie wyższych urzędników państwowych zastrzeżone w myśl przepisów dotychczasowych Głowie Państwa, wychodzić będzie ode mnie, na propozycję Prezydenta Ministrów i właściwego Ministra.
Art. 8. Budżet Republiki Polskiej na pierwszy okres budżetowy uchwali Rząd i przedłoży mi do zatwierdzenia.
Dan w Warszawie, 22 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
I. Sejm przyjmuje oświadczenie Józefa Piłsudskiego, że składa w ręce Sejmu urząd Naczelnika Państwa, do wiadomości i wyraża Mu podziękowanie za pełne trudów sprawowanie urzędu w służbie dla Ojczyzny.
II. Aż do ustawowego uchwalenia tej treści Konstytucji, która określi zasadniczo przepisy o organizacji naczelnych władz w Państwie Polskim, Sejm powierza dalsze sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa Józefowi Piłsudskiemu na następujących zasadach:
1) Władzą suwerenną i ustawodawczą w Państwie Polskim jest Sejm Ustawodawczy; ustawy ogłasza Marszałek z kontrasygnacją Prezydenta Ministrów i odnośnego Ministra fachowego.
2) Naczelnik Państwa jest przedstawicielem Państwa i najwyższym wykonawcą uchwał Sejmu w sprawach cywilnych i wojskowych.
3) Naczelnik Państwa powołuje Rząd w pełnym składzie na podstawie porozumienia z Sejmem.
4) Naczelnik Państwa oraz Rząd są odpowiedzialni przed Sejmem za sprawowanie swego urzędu.
5) Każdy akt państwowy Naczelnika Państwa wymaga podpisu odnośnego Ministra.
Warszawa, 20 lutego
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Wysoki Sejmie!
Ze względu na stosunki zewnętrzne, ze względu na niesłychanie trudne położenie wewnętrzne, ze względu na zasługi pewnych osób zasiadających w obecnym rządzie, oświadczam, że stronnictwo nasze głosować będzie za wotum zaufania dla tego rządu. To jednak zupełnie nie zwalnia nas od rzeczowej i życzliwej krytyki postępowania obecnego rządu i od krytyki przeszłości. (Głosy: prosimy.)
Dzisiaj, niestety, w wielu wypadkach poddając refleksji i ocenie sposób postępowania poprzednich obcych, wrogich rządów i dzisiejszych, wielu ludzi przychodzi do tego przekonania: a jednak nic się nie zmieniło. Zmieniły się orzełki z dwugłowych na jednogłowe (Głos: bez korony!), bez korony i z koroną. Bardzo wielu z tych ludzi, którzy mieli i ciało, i duszę austriacką, albo duszę innego zaboru, z ludzi, którzy wysługiwali się obcym rządom, którzy nie tak dawno polowali na ordery, tytuły i pensję (Głosy: bardzo słusznie!), udawało przez dłuższy czas Polaków, Polaków niezwykle gorliwych, nie biorących niczego tak do serca jak przyszłość narodu, a jednak ci sami ludzie, dwa tygodnie przedtem, kiedy nie było jeszcze wiadomo czy Polska jako państwo powstanie, czy
Austria przestanie istnieć, zabraniali swoim podwładnym urzędnikom Polakom przemawiać po polsku, uważając to za zbrodnię. (Głosy na prawicy i w centrum: słuchajcie!) Jeżeli dzisiaj od tych ludzi, stojących na stanowiskach naczelnych i podrzędnych, zależeć ma regulowanie naszego życia i przyszłości, to musimy pod znakiem zapytania postawić naszą przyszłość, a co najmniej uporządkowanie naszych stosunków wewnętrznych. (Głosy: dużej miotły! Oczyścić!) Jeżeli ma się czyścić, to powinno się czyścić należycie. (Głosy: bardzo słusznie! Zacząć od góry! Od dołu! Od starostów!) Niektórzy panowie mówią, że powinno się zacząć od góry, inni, że od dołu, a inni jeszcze, że od starostów. Ja sądzę, że trzeba od razu zacząć od jednych, drugich i trzecich. Do kategorii tych urzędników należą oczywiście i ci wszyscy, których panowie wymienili. Nie mówię tego dla efektu, lub aby się wygadać, ale stwierdzam faktyczny i istotny stan rzeczy; ostrzegam, że w razie ich pozostawania wytworzyć się musi ferment niebezpieczny, który słabe podwaliny państwa wysoce naruszyć może. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Chcemy mieć ładną wieś polską i do tego dążymy, ale wiemy doskonale, że zanim akcja w tym kierunku doprowadzi do jakiegokolwiek rezultatu, to znaczna część ludności z poza [sic!] grobu jedynie patrzeć na to będzie. Ponieważ chcemy budować dla żywych, a nie dla umarłych, dlatego musielibyśmy za taką pomoc techniczną od razu serdecznie podziękować. (Głosy: dziękujemy!) Żądamy pomocy zupełnie innej i stoimy na stanowisku, że jakkolwiek państwo nie może w tej chwili wydawać sum wysokich, jednak musimy powiedzieć jasno i otwarcie, co państwo może robić, a nie może ono robić nic innego, jak starać się utrzymać przyszłość i utrwalić byt tej ludności w chwili, kiedy ludność ta została zrujnowana.
Dlatego też nasze stanowisko jest takie, że odbudowa musi być przeprowadzona na koszt państwa, a nie na koszt zrujnowanych wojną. Rzeczą rządu jest wchodzić w międzynarodowe układy, to nie mogą jednak czekać właściciele zrujnowanych gospodarstw i zrujnowane rodziny, bo to wszystko należy do rządu, należy do całości. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli mamy mówić jeszcze o stosunkach wewnętrznych, to trudno nie zwrócić uwagi na fakty, które w oczy wpadają. Powiedziałem, że polityki zagranicznej tykać nie będę. Ale chciałbym powiedzieć o tym, co się wewnątrz kraju dzieje, to jest o stosunku naszych władz do rozmaitych cudzoziemców szkodliwych, którzy dotąd na ziemiach polskich mieszkają i nie tylko są przez władze polskie tolerowani, ale bardzo często uprzywilejowani. (Głosy na prawicy: słuchajcie, słuchajcie!) Do tego czasu ogromna większość posterunków dawniejszej żandarmerii, dzisiejszej straży ziemskiej, obsadzona jest przez Rusinów. (Głosy: hańba!) Kierownicze posterunku obsadzone ludźmi, którzy teraz mszczą się w sposób bezprzykładny na ludności. Są przeważnie Ukraińcy i na każdym kroku to okazują. Komendantami wyższymi czy powiatowymi, czy stojącymi nawet na wyższych stanowiskach, są bardzo często ci Austriacy, którzy się dzisiaj przedzierzgnęli i przyoblekli w skórę Polaków, ci sami, którzy gdyby się jutro utworzyło inne jakieś państwo, z lekkim sercem poszliby do niego na służbę. I tu rozpoczyna się ta orgia nadużyć, nadużyć, jakie były za czasów dawnych rządów, a nawet nadużyć spotęgowanych. I tu my się musimy zwrócić do kierownika tego działu, pana ministra spraw wewnętrznych, ażeby zwrócił baczną uwagę na to, by w chwili gdy się prowadzi wojnę, ludzi należących do obcej narodowości nie dopuszczał do wyższych urzędów, gdyż to szkodzi państwu niesłychanie. Trudne jest do pojęcia i tylko w Polsce możliwe, żeby cudzoziemcy mieli możność piastowania urzędów. (Głosy na prawicy: nawet w wojsku!)
W naszym kraju dużo wybitnych stanowisk i znacznych majątków posiadają także Czesi, i z chwilą, kiedy Czesi dokonali zdradzieckiego napadu na Śląsk, z chwilą, kiedy w sposób zbójecki to zrobili, z tą samą chwilą właśnie nastąpił niesłychany rozgardiasz. Panowie starostowie, komisarze i rozmaici inni urzędnicy nie wiedzieli, co z tym robić: czy Czechów aresztować, czy internować, czy też otoczyć jeszcze lepszą opieką. W rezultacie nic nie zrobili.
Mamy dowody, że Czesi jak dawniej postępują, jak dawniej majątki robią i kpią w żywe oczy z nieudolności Polaków, a my się temu przypatrujemy z największą niezaradnością. Nie w celach odwetu, ale dla prostej ostrożności ludzi tych powinniśmy usunąć, gdy są oni szpiegami i pracują dla własnego narodu w sposób jak najlepszy, przygotowują materiały, które niezawodnie nie wyjdą nam na korzyść. Np. rozmaici wielcy panowie trzymają u siebie tych cudzoziemców jako nadleśnych, rządców itp. Czyż Polaków nie ma, by te zadania spełniali? I to najsmutniejsze, że na to wszyscy patrzą, tak jakby to zupełnie nikogo nie obchodziło. Są to rzeczy szkodliwe, ale rzeczy dowodzące, że administracja tak się rozlazła, że trzeba będzie jakoś ją skupić, że trzeba będzie ludziom przypomnieć obowiązek, a tych, którzy obowiązków swych nie spełniają, po prostu napędzić. (Brawa i oklaski)
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W ciężkim położeniu jest również kolejnictwo. Dzięki temu, że nasz wróg ustąpił tak szybko, zostało się trochę parku kolejowego, którym rozporządzamy. Jeśli do tej pory na wielu stacjach nie wprowadzono nawet biletów, jeśli urzędnicy – nie posądzam ich ale nie chciałbym, żeby mieli pokusy – wypisują sami bilety bez żadnej kontroli, nawet bez kalki na dowód, że bilet wydano, to nie wiadomo, czy pieniądze idą do kieszeni urzędników, czy do skarbu państwa. Również stwierdzić trzeba, że wysokość cen jazdy koleją, szczególnie w Królestwie Polskim, doszła do takiej niebywałej wysokości, że jeżdżą jedynie ci, którzy muszą, choćby to ich miało zrujnować, ludzie zaś, którzy by chcieli jechać nie dla przyjemności, lecz dla korzyści swojej i swojej rodziny, nie mogą kolei używać, bo jest za droga. Niejednokrotnie jest przepełnienie, ale bardzo często idą wagony próżne. Czy nie można by tych anormalnych stosunków uregulować?
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Gdy mówimy o poczcie, to się mówi o czymś, co określić trudno. (Wesołość). Poczta zaczyna się i kończy na skrzynce pocztowej i urzędniku, który siedzi w biurze, ale gdyby kto chciał nadać list lub telegram, może uczynić to ten tylko, komu na załatwieniu sprawy nie zależy. Dostajemy listy wysyłane przez pocztę polską. Ładna i przyjemna rzecz! Ale dostajemy listy z miejscowości oddalonej o parę mil - za parę tygodni. Jeśli wysyłamy jakiś telegram, to idzie taką samą droga, tak, że często ludzie pomagają sobie piechotą (wesołość), bo wiedzą, że to jest droga prędsza i pewniejsza. Czy to jest winą urzędników, czy całego aparatu, nie wiemy. Wiemy tylko, że istnieją anormalne stosunki, i to powinno być usunięte jak najprędzej. (Głosy: winien Arciszewski) Nie chcę odbywać sądu ani nad p. Arciszewskim, ani nad obecnym kierownikiem poczty. Chodzi mi o rzecz, a winowajcy niech sami to do siebie zastosują. (Brawa)
Wysyłanie listów i telegramów kosztuje. Dawniej mieliśmy kontrolę w postaci marek. Do dziś jednak rząd polski nie zdobył się na wprowadzenie marek (Głosy: ale marki już są). Chodzi nie o to, żeby były, ale żeby był z nich użytek. Poczta i telegraf kosztują, ale koszty te powinny się opłacać. W stosunkach austriackich opłacały się one, ale czy się obecnie opłacają, nie wiemy; to jednak wiemy, że wysyła się listy opłacone lecz bez marek i tylko od sumienności urzędnika zależy, czy te pieniądze da państwu czy weźmie sobie. Naszym życzeniem jest, by te nienormalne stosunki usunąć.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W imieniu Klubu Ludowego PSL „Piastowców" mam zaszczyt złożyć następującą deklarację:
Wchodząc do pierwszego sejmu polskiego jako przedstawiciele warstwy ludowej, wyrażamy przede wszystkim naszą niewypowiedzianą radość, że nam opatrzność dała doczekać tej wielkiej chwili, jaką dziś przeżywamy, kiedy rozdarte przez mocarstwa zaborcze państwo polskie zrasta się w jedną nierozdzielną organiczną całość, a Sejm obecny jest wyrazem tego zjednoczenia. Brutalni i butni rozbiorcy państwa polskiego leżą dziś pokonani lub rozbici, a na gruzach ich potęgi powstaje wolna Polska. Zbrodni rozbioru państwa polskiego naród polski nigdy nie uznał, a pierwszy Sejm Polski wskrzeszonej Rzeczypospolitej stwierdza uroczyście, że wszystkie rozbiory Polski były gwałtem, dokonanym przez chciwych i podstępnych wrogów na osłabionym chwilowo państwie polskim, gwałtem, który zemścił się krwawo na nich samych i całej Europie. Składamy głęboki hołd cieniom i duchom naszych bohaterów, którzy od dnia rozdarcia naszego państwa aż po dzisiejszą chwilę o państwową niepodległość Polski walczyli. Ta niezmierna radość, jaka przepełnia serca i dusze całego narodu, jest uczuciem górującym ponad wszystko, nawet ponad troski i gorycz z powodu męczarni i krwi, z jakiej wyłania się zjednoczona Rzeczpospolita Polska.
Jesteśmy gotowi poświęcić wszystkie nasze siły, krew, pracę i trudy, aby powstająca Rzeczpospolita Polska, której podwaliny będziemy zakładać, była mocna, trwała, potężna i niezniszczalna. Rękojmią jej mocy będzie to, że będzie ona republiką ludową i państwem pracy bo innym nasze państwo być nie może. Wytężymy nasze siły przede wszystkim w tym kierunku, aby złączyć wszystkie dzielnice i ziemie polskie w jedną nierozdzielną całość państwową z własnym wybrzeżem morskim. Państwo Polskie musi mieć te granice, jakie mu zakreślił trud walki i kulturalnej pracy naszych przodków. Z ludami bratnimi chcemy postawić i utrzymać nasz stosunek jak równi z równymi i wolni z wolnymi. Cudzych ziem i ludów zabierać nie chcemy, ale swoich i na zagładę nie oddamy. Nie damy sobie wydrzeć ani Lwowa ze Wschodnią Galicją, ani Śląska z Cieszynem, ani Orawy i ziemi Spiskiej, ani ziem polskich dawnego zaboru pruskiego z Poznaniem i Gdańskiem, ani naszych ziem wschodnich z Wilnem, jako nieoddzielnych części naszego państwowego organizmu. Żadnych krzywdzących układów w sprawie naszego terytorium i naszego ludu nie uznamy.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze nie jesteśmy w takim położeniu, ażebyśmy mogli z całym spokojem w przyszłość spoglądać. Wiemy, że ci sami sąsiedzi, którzy nas rozdarli, żyją, i jakkolwiek tu i ówdzie zostali osłabieni, i jakkolwiek dotychczasowa ich budowa została zwichnięta i nadłamana, to jednak rządy pozostały te same i została chęć zemsty i odwetu. Zemsta żyje i może się spotęgować, dlatego zrozumiałym jest, żeby się przeciwko temu o ile możności przygotować. Siły nasze dotychczasowe może jeszcze nie są w stanie temu zapobiec i dać sobie radę; o tyle może są za słabe, że do tego czasu jeszcze się nie ugruntowały.
[...]
Chciałbym żeby się te siły, które posiadamy nie wyzyskane, skonsolidowały i wzbudziły respekt u naszych sojuszników. Nie byłby to bowiem sojusz naturalny, gdyby kto do nas, bardzo życzliwy nawet, przychodził w roli opiekuna po to, żeby ochronić swym płaszczem biednego pupila. Ani honor, ani interes narodu tego nie dyktują, i musiałoby to wyjść na szkodę tylko, bo nawet ci sami sojusznicy nie mogliby nas poważać, gdyby się o naszej sile nie przekonali. Zupełnie słusznie powiada w motywach swoich Komisja zagraniczna, że chce przeprowadzić sojusz polski z wielkimi demokracjami Zachodu. Zupełnie słusznie, ale jeżeli sojusz ma być trwały, to Polska musi być również demokracją, i to nie na papierze, lecz demokracją w rzeczywistości. Demokracja nie polega na gnębieniu pewnych klas przy pomocy nawet obcych, ale polega na tym, aby wprowadzić równe prawa i obowiązki dla wszystkich obywateli. My też czego innego nie żądamy. To się dotąd nie stało, a to się stać powinno.
Warszawa, 26 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ludność robotnicza i górnicza Górnego Śląska znajduje się już od kilku miesięcy z powodu metodycznych prowokacji i codziennych prześladowań ze strony władz pruskich w stanie nieopisanego wzburzenia i podrażnienia. Rząd polski oraz miejscowi kierownicy polityczni z trudem tylko zdołali utrzymać pozorny spokój i zapobiec powstaniu. Dziś zasadnicze ustępstwa, przyznane Niemcom ze szkodą dla Polski i jej ziem zamieszkałych przez ludność bezsprzecznie polską, obudziłoby nieodwracalnie w Polsce, ufnej w sprawiedliwość sprzymierzeńców, uczucie beznadziejnej goryczy i doprowadziłyby do starcia zbrojnego między Polską a Niemcami. Zważywszy, że środki militarne Polski znajdują się obecnie w stanie niższości, starcie to mogłoby łatwo doprowadzić do podboju Polski przez Niemców oraz, co za tym idzie, do panowania Niemców na wschodzie.
Wobec grożącego niebezpieczeństwa Delegacja Polska prosi najgoręcej Konferencję Pokojową, by zachowała swe uprzednie decyzje zasadnicze w sprawie granic polsko-niemieckich.
Delegacja Polska dopuszcza jednak możliwość rektyfikacji tych granic w pewnych szczegółach, a mianowicie drogą wzajemnej wymiany odnośnych terytoriów, stosownie do ich charakteru etnograficznego. Oprócz tego Delegacja Polska jest skłonna zabezpieczyć Niemcom impostację pewnej ilości węgla górnośląskiego.
9 czerwca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Naród polski, który po ciężkiej wiekowej niewoli uzyskał upragnioną wolność, zdaje sobie dokładnie sprawę komu i w jakiej mierze zawdzięczać to powinien. Nigdy on tego nie zapomni, że niepodległość i zjednoczenia w wielkiej mierze zawdzięcza bohaterskim armiom sprzymierzonym, nigdy nie zapomni usług jakie oddała mu wielkoduszna Francja, potężne Stany Zjednoczone Ameryki, których prezydent pierwszy podniósł hasło Polski Zjednoczonej i Niepodległej, niezłomna Anglia, od dawna węzłem braterstwa związana z Polską, państwo włoskie, jak też i inne państwa sprzymierzone.
Będę jednak pomny niedalekiej przeszłości, za największe dobro swojego państwa uważam jego niezawisłość zupełną pod każdym względem, jako najpewniejszą gwarancję swojego bytu i rozwoju. Z żalem tedy musimy stwierdzić, że niezawisłość ta nie przypada od razu w udziale wszystkim ziemiom niezaprzeczenie polskim, że o niektórych, dla państwa polskiego koniecznych, decydować ma dopiero plebiscyt, a są i takie niezaprzeczenie polskie obszary, które pozostały nadal pod obcą przemocą. Niezawisłość tą narusza dalej w wysokim stopniu wprowadzenie do traktatu pokojowego postanowień wyjątkowych, suwerenności państwa polskiego uwłaczających. Do tych między innymi należą zneutralizowanie Wisły i z góry narzucone prawa dla mniejszości narodowych. [...]
To są między innymi powody, które stronnictwo nasze zmuszają do oświadczenia się przeciw treści traktatu zawartego pomiędzy Polską, a mocarstwami głównymi, mając niezłomną nadzieję, że zmiany konieczne dla naszego państwa w traktacie tym zostaną w przyszłości przeprowadzone.
Warszawa, 31 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Dawniej mieszkali tu Niemcy z Wami i dziś mieszkają, tylko że dawniej rządzili oni, a dziś my rządzimy. Polska jednak nie będzie tworzyć praw wyjątkowych dla nikogo – równe są prawa dla wszystkich. Nie możemy wzorować się na państwie, które czyniło inaczej.
Pójdziemy śladem państw cywilizowanych. W tym kierunku postępować będziemy i mam nadzieję, że Polskę ugruntujemy.
Starogard, ok. 10 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Panowie Posłowie! Dnia 3 lutego umarł Tomasz Woodrow Wilson. Jeśli wiadomość o śmierci tego wielkiego obywatela Stanów Zjednoczonych, wielkiego męża stanu i uczonego poruszyła cały świat, to szczególnie silnym i bolesnym echem musiała się odbić w Polsce. Nazwisko zmarłego bowiem związało się w sposób nierozerwalny z odbudową naszej niepodległości. Wilson był tym, który w chwili największego natężenia wojny, w chwili kiedy losy wojny się ważyły, kiedy sprawą polską szermowano na gruncie międzynarodowym ze stanowiska taktycznego, proklamował, jako prezydent Stanów Zjednoczonych, w swym orędziu do Senatu z dn. 22 stycznia 1917 r. w sposób zdecydowany konieczność odbudowania Polski. W rok później, 8 stycznia 1918 r., formułując w swych czternastu punktach zasady, na których ma być zbudowany pokój, punkt 13 poświęcił sprawie polskiej, stwierdzając konieczność odbudowania państwa polskiego i zapewnienia mu dostępu do morza. Postanowienia traktatów powołujących Polskę do życia państwowego są rozwinięciem 13 punktu Wilsona. Fakt ten pozostanie na wieki zapisany w sercach Polaków, a imię Wilsona będzie wymawiane z czcią przez pokolenia. Sejm jako reprezentacja narodowa w dniu dzisiejszym składa u trumny zmarłego wyrazy głębokiego żalu i wdzięcznego wspomnienia. W imieniu Sejmu przesłałem Pani Wilson wyrazy współczucia. Na znak żałoby zarządzam 10-minutową przerwę.
Warszawa, 5 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
W Polsce mojej świętej, świeżo oswobodzonej z wiekowej niewoli. dzisiejsza kobieta, dzisiejsza, bo wczoraj w obronie Lwowa była szlachetną i bohaterską – dzisiejsza młodzież, literatura, mody, tańce… ach! czy to Polska? Boże, Boże, zmiłuj się nad nami, oczyść choćby ogniem gromu, wstrząśnij, opamiętaj, wybaw nas z tej nowej niewoli, niewoli w służbie szatana!
Lwów, woj. lwowskie, 15 lutego
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Święto uzyskania niepodległości. 11 listopada 1918 r. rozbrojono Niemców w Warszawie. […]
Nabożeństwo w katedrze, na którym Piłsudski nie był. Potem rewia na placu Saskim. Piłsudski pojawił się o całe pół godziny później, niż było zapowiedziane. Ciało dyplomatyczne klęło na czym świat stoi, bo mokro, zimno...
Narzekano na nieprzyzwoitość. Piłsudski obwieszony wszystkimi możliwymi orderami, siedząc niezgrabnie na kasztance „historycznej”, odbył przegląd. Uroczystość sztywna, galówka – żadnych okrzyków, żadnego zapału. Zerwał się już kontakt między Piłsudskim a ulicą; Piłsudski stał się „rządem”, przestał być bohaterem, legendą...
Wieczorem galowe przedstawienie w teatrze. Dla Piłsudskiego zaanektowano lożę na I piętrze, naprzeciw prezydenta RP, którą dotychczas oddawano na uroczystości marszałkom sejmu i senatu (lożę prezesa Rady Ministrów zajęli Bartlowie, mnie przydzielono lożę obok prezydenta RP). Piłsudski przyszedł po prezydencie, o ile pamiętam – po pierwszym akcie. Przygotowana owacja wypadła dziwnie blado i niemrawo.
Po teatrze raut na Zamku.
Warszawa, 11 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
W obliczu wewnętrznych i zewnętrznych niebezpieczeństw grożących naszej Ojczyźnie,
w rzetelnej trosce o byt i losy Państwa wywalczonego męką i trudem pokoleń ludu polskiego,
w chęci zwalczania wszelkiego barbarzyństwa, cynizmu i zakłamania, które pomniejszają wartość Człowieka i Obywatela. W 20. Rocznicę odzyskania Niepodległości Polski przystępujemy do tworzenia Stronnictwa Demokratycznego.
[…]
Wobec powagi sytuacji międzynarodowej, grożącej rozpętaniem zawieruchy wojennej,
z uwagi na szczególnie trudną sytuację Polski, sąsiadującej niemal ze wszystkich stron z państwami, jak to wykazała historia, Jej wrogimi, a które to państwa penetrując w polskie stosunki wewnętrzne usiłują siać niepokój, szczepić i wzmacniać ideologie obce naszym tradycjom i interesom,
[…]
Stronnictwo Demokratyczne, podejmując najlepsze tradycje dążeń wolnościowych i demokratycznych […] przystępuje do pracy nad ulepszeniem budowy i umocnieniem Państwa Polskiego.
Warszawa, 15-16 kwietnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Pół wieku mija od chwili wybłaganej u Boga w słowach hymnu-modlitwy: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. Po 123 latach niewoli odzyskaliśmy Ojczyznę wolną i zjednoczoną w niepodległym państwie. […]
Odzyskanie państwa zawdzięczamy temu właśnie, że naród z niewolą nie pogodził się nigdy. Najpomyślniejszy splot wydarzeń międzynarodowych nie zdałby się na nic, gdyby w momencie historycznej koniunktury zabrakło w Polsce woli czynu i woli walki o zdobycie, utrzymanie i utrwalenie niepodległości. Społeczeństwo nie czekało biernie, aż mu wolność przyniosą wypadki. Już od początku stulecia dążenia do niepodległościowe nie tylko przybierały na sile, ale przyjmowały kształt konkretnych programów i przygotowań organizacyjnych, aby w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej zamienić się w czyn polityczny i orężny. […]
Największą zdobyczą dwudziestolecia było wychowanie w wolnej Polsce wspaniałego pokolenia, które próbę krwi i ognia przeszło w latach drugiej wojny światowej. Dziś, gdy Polską znów rządzą ludzie podporządkowani obcej woli, a szkoła i środki masowego przekazu służyć muszą doktrynie narzuconej siłą z zewnątrz – to pokolenie wychowane w Polsce niepodległej stało się z kolei prawdziwym wychowawcą i nauczycielem tych, którzy urodzili się w Polsce Ludowej. […]
Dziś kierownictwo PZPR udzielając swej sankcji rosyjskiej doktrynie interwencji zbrojnej – utożsamiając bez zastrzeżeń polską rację stanu z wielkomocarstwowym interesem Rosji, powróciło do swej antyniepodległościowej tradycji. […]
Przeżywamy dziś ciężkie chwile, ale rozpamiętywując rocznicę odzyskania niepodległości wiemy z własnej historii, że nie ma nigdy sytuacji beznadziejnych. Warunkiem odbudowy państwa polskiego pół wieku temu był nie tylko sam upadek wszystkich trzech mocarstw zaborczych. Upadek ten musiał nastąpić jednocześnie. Realistom taki zbieg wydarzeń wydawał się nieziszczalnym marzeniem.
Obecnego położenia nie można nawet porównywać z beznadziejnością sytuacji w dobie rozbiorów. Nie mamy dziś suwerenności państwowej, ale Polska zachowała odrębny organizm państwowy. Państwo nasze odzyska znowu całą swą niezawisłość, jeśli naród tak jak przed pół wiekiem liczyć będzie nie na obcych, lecz na własne siły, jeśli nie podda się zwątpieniu, apatii i bierności, jeżeli zachowując gotowość i wolę do walki, będzie chciał i umiał skorzystać z nowej historycznej koniunktury, jaką przyszłość nam przyniesie.
Monachium, 10 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Czy nam się [...] opłaciła walka o niepodległość, czy nie? To prawda, że ponieśliśmy ogromne straty w ludziach i majątkach i że olbrzymie zyski zebrali na powstaniach zaborcy. Jednakże dzięki konspiracji, powstaniom i ruchowi oporu na wszystkich polach i we wszystkich formach jesteśmy dziś narodem – to znaczy poczuwamy się do ciągłych związków historycznych i mamy tradycję – czyli niewyczerpany skarbiec wspomnień i wzorów.
Dzięki owej walce jesteśmy nadal zdolni do stawiania sobie zbiorowych celów przekraczających nasze dzisiejsze możliwości. Dumni z przeszłości, potrafimy wyobrazić sobie przyszłość. Mając historię, możemy mieć nadzieję. Do tego bilansu dodajmy to, cośmy w sensie materialnym i duchowym zyskali w ciągu dwudziestu lat niepodległości, w Drugiej Rzeczpospolitej między pierwszą a drugą wojną światową, w tym młodym i przedwcześnie zamordowanym państwie, które było tworem myśli i działalności niepodległościowej. Przypomnijmy sobie następnie, jaką rolę odegrała tradycja niepodległościowa w czasie okupacji hitlerowskiej i radzieckiej, jak wzory spiskowe, powstańcze i rewolucyjne pomogły zorganizować ruch oporu i przetrwać z godnością jedną z najcięższych prób historycznych. A jakże ta tradycja jest obecna w naszym życiu po dziś dzień! Nie tylko wzbudza w kraju ruch opozycyjny, lecz wpływała i wpływa na postawę wielu przywódców komunistycznych, kształtuje postawę Kościoła katolickiego, wzbudza i ożywia społeczeństwo, ilekroć dojdzie do jej jawnego pogwałcenia [...]. Niepodległość jako przeszłość, szansa i nadzieja jest tlenem, który utrzymuje w nas życie. Bez myśli i pamięci o niej dawno stalibyśmy się apatyczną masą bez twarzy, woli i charakteru. [...]
Naszą ojczyzną nie jest PRL, podobnie jak nie było nią napoleońskie Księstwo Warszawskie czy kongresowe Królestwo Polskie. Naszą ojczyzną jest Polska, która zmienia granice, ustroje, krajobraz, liczbę i skład swojej ludności, sojusze, zależności, okupantów, rodzaj zajęć, charakter, nawet nazwę – a pozostaje niezmienna w tym tylko, że Polacy chcą, aby była. W naszych pragnieniach i aspiracjach istnieje i będzie istnieć, póki działać będziemy na rzecz jej bytu i łączyć się myślą i pracą w jej imię. Ojczyzną naszą nie jest takie czy inne terytorium, które nam wyznaczy przemoc albo które nam przypadnie drogą targów, lecz każdy skrawek ziemi, gdzie dokonywał się i dokonuje polski los. Ojczyzną naszą jest historia, każdy jej epizod, każdy żywot poszczególny, w którym odbiły się jej koleje, każda myśl, każda idea, czy to zwycięska, czy przegrana. Ojczyzna to więcej niż państwo. Raz zrodzona w historii i raz uświadomiona jako wartość nie umrze, dopóki ma kto do niej zwracać się myślą i uczuciem i wyrażać ją w swojej mowie. Państwo jest tylko jedną z jej realizacji – podlegającą koniunkturom, z natury rzeczy kaleką, skazaną z góry na zmiany. Można ustanowić byt państwowy zależny, podległy, niewolniczy nawet – nie wytrwa długo, jeśli żyje pojęcie ojczyzny, o której nie można myśleć inaczej jak o wolnej, bo jest wolnością samą. Państwo to koniunktura polityczna, Ojczyzna to niepodległość.
Warszawa, marzec
[datowanie przybliżone]
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
11 listopada nastąpiła erupcja społecznej energii. Na niezależnych obchodach w Warszawie pojawili się umundurowani harcerze, KPN z licznymi insygniami, sztandary „S” i nawet sztandar z Wołomina, zaś NZS paradował z pochodniami. Uderzył mnie radykalizm młodzieży; żadnych nabożnych pieśni, chociaż pochód ruszył spod katedry. Tłum jednym głosem ryczał: „Precz z komuną!”, aż Zamek Królewski dostał dreszczy. Pochód (co najmniej 20 tysięcy) szedł Krakowskim Przedmieściem, które nie zamykało okiennic, jak przed ponad wiekiem. Nastrój zrobił się szybko plebejsko-ludyczny — krzyczano: „Znajdzie się pała na dupę generała” oraz „Młodzież z partią, młodzież z partią, młodzież z partią... się rozliczy”.
Władza wykazała się — typowym ostatnio — brakiem konsekwencji, co zdaje się stawać metodą. Bito w Gdańsku, prawie nie w Warszawie, zupełnie nie w Krakowie, bardzo w Katowicach.
Warszawa, 11 listopada
[Tomasz Jastrun] Witold Charłamp, Dziennik zewnętrzny, „Kultura” Paryż, nr 1-2, 3, 5, 6, 10/1989.
Uważam, że rocznice należy obchodzić w określonych miejscach. Osiemdziesiąt lat po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, w dniu, w którym przejął on władzę od Rady Regencyjnej i od którego powinna się liczyć niepodległość Polski, moje miejsce jest przy Jego trumnie, w wawelskiej Krypcie Srebrnych Dzwonów. Chcę porozmyślać o tym, że Marszałek miał rację uważając, że po odzyskaniu niepodległości, w okresie przejściowym najlepszym jest system prezydencki. Ja też tak uważam. Józef Piłsudski uważał, że Rzeczypospolitej zagraża „sejmokracja”, że tylko silna władza wykonawcza może nas uratować przed korupcją, partyjniactwem i małością ludzką. Swoje racje wyrażał często grubym głosem mówiąc o sejmie jak o prostytutce, o związku zawodowym ludzi chorych czy o zafajdanych posłach. To właśnie przed osiemdziesięciu laty zrecenzował klasę polityczną mówiąc: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”. Ale mówił też o imponderabiliach, ale nie tracił z pola widzenia wartości. Ja szanuję Parlament, ale dzisiaj pragnę być sam na sam z pamięcią o Marszałku.
12 listopada
„Gazeta Wyborcza” Trójmiasto (Gdańsk) nr 265, wydanie z dnia 12 listopada 1998.